Moment, który poruszył mnie na ostatnim Męskim Obozie w Lesie.

Długo zbierałem się, żeby go opisać. Może ze strachu. Tak bardzo to jest ważne.

Jeden z mężczyzn po nocy chciał wyjechać. Przemokło mu wszystko, wyczerpały się zasoby wewnętrzne. Miał odwagę, żeby najpierw usiąść w Kręgu i o tym powiedzieć. Krąg odpowiedział. Zaoferowano wsparcie, pomoc.

W którymś momencie z ust jednego z mężczyzn ze wzruszeniem padły słowa o wdzięczności. Że nie uciekł od razu. Że pokazał się w słabości. I że w ogóle otworzył tym i wniósł tak bardzo ważny temat.

Dlaczego chce wyjechać? Bo okazał się być słabszy niż myślał (w tym aspekcie)? Bo w słabości już nie zasługuje na bycie z nami, innymi mężczyznami?

Dlaczego gdy nie dajemy czemuś rady, nie radzimy sobie, czujemy słabość, niemoc – wtedy wycofujemy się, odchodzimy od innych i wracamy dopiero wtedy, gdy siebie naprawimy – gdy czujemy moc i sprawczość?!

Dopiero wtedy możemy się pokazać?! Dopiero wtedy zasługujemy na bycie z innymi?!

Dlaczego nie możemy być RAZEM z tym, w czym jesteśmy, dokładnie tak, jak jesteśmy? Dlaczego nie możemy po prostu przyznać się do tego, w czym jesteśmy i nic z tym nie robić, lub poprosić o pomoc – zamiast wychodzić, opuszczać, uciekać?

– Kto z Was tak ma?

Wszyscy podnieśli rękę. Łącznie ze mną.

Ojcowie, którzy wymagali tak wiele. Matki, koledzy, nauczyciele, filmy, społeczeństwo:

Piątka, dlaczego nie szóstka? Musisz być przygotowany na wszystko. Musisz być twardy. I nigdy nie wystarcza, ciągle musisz bardziej, mocniej, więcej. Nie możesz być słaby. Tylko tchórze się boją i beksy płaczą. Musisz być silny do cholery! Inaczej nie dasz rady w tym świecie. Inaczej będziesz pizdą, frajerem, miękką fają. Inni będą Tobą pomiatać.

Słowo za słowem, sytuacja za sytuacją, przekaz za przekazem, buduje się mur, wielka twierdza tego, co znaczy być mężczyzną – co mężczyzna może, a czego nie może. Jaki może być, a jaki nie. Wszystkie te rzeczy, których nie chcemy czuć, pokazywać i być.  Wszystko, co chowamy w cieniu.
Budujemy twierdzę – potężną, mocną. Twierdza, która staje się więzieniem.

Problem w tym, że nie da się wszystkiego ogarniać. W środku i na zewnątrz. To nieludzkie. Świat jest zbyt duży i skomplikowany. Współczesna kultura jest zbyt odczłowieczona. Zwłaszcza obecnie.

Problem w tym, że gdy realnie się nie da, a w środku głosem setek pokoleń mówi głos, że musisz ogarniać WSZYSTKO I ZAWSZE. Wtedy cała energia życiowa idzie w tworzenie iluzji, wizerunku, utrzymywanie twierdzy, zamiast na realne radzenie sobie z wyzwaniami życia w relacji ze sobą, życiem i innymi ludźmi.

Ilu mężczyzn odebrało sobie życie, bo nie mogli pokazać słabości, niemocy i poprosić o pomoc? Popełniając samobójstwo fizyczne, albo duchowe, umierając za życia?

Ilu mężczyzn odeszło, uciekło od rodzin, bliskich sobie ludzi, uciekając w alkohol, narkotyki, pracę, romanse?

Ilu mężczyzn schowało się przez słabość przed światem i wciąż to robią, być może tak dokańczając swoje dni?

Wtedy pękła tama.

Płacz, wiele łez. Jeden po drugim. Mówił, płakał.

Wreszcie mogliśmy pokazać ból naszego zmagania. Naszą bezsilność, słabość. To, że są rzeczy, których po prostu nie ogarniamy i nie wiemy jak sobie z tym poradzić. I są rzeczy, z którymi sobie nie poradzimy.

To było niespodziewane i przepiękne.

Takie momenty, prawdziwego otwarcia i głębokiego czucia, są szczególnie cenne, bo nie da się ich zaplanować ani przewidzieć.

Te momenty gdy na chwilę rozpadają się twierdze i są tylko nagie serca, są jak małe cudy.

Czasem jest to twierdza „musiejącego wszystko i zawsze ogarniać”, a czasem jest to twierdza „mojej krzywdy i bólu”, którą pokazuję wszystkim, żeby mogli zobaczyć jaki jestem biedny.

I nie o to chodzi, żeby teraz tam zostać i siedzieć, nie ogarniać, wznosić pomniki swojej słabości.

Kiedy czuję moc, to czuję moc.

Kiedy czuję ból to czuję ból.

Kiedy słabość to słabość.

Ani lepiej ani gorzej. Po prostu. Podobno tak wygląda bycie sobą.

Nie robić ze swojej siły i mocy tożsamości – jedynej, w której mogę pokazać się światu.

Nie robić ze swojego cierpienia i bólu bagienka – w którym mogę się taplać i udowadniać wszystkim jak bardzo cierpię i dlatego nie mogę żyć, jak chcę w głębi.

I przede wszystkim – dopóki nie przyznam się do swojej słabości, niemocy i nie poproszę o pomoc, dopóty naprawdę nie mogę z tym nic zrobić. Inaczej cała moja energia życiowa idzie na utrzymywanie wizerunku gościa, który ogarnia (albo który nie ogarnia).

Mogę czuć swój ból, swoją niemoc i nie być tego ofiarą.

Moc i słabość. Siła i czułość. Twardość i miękkość. Jako mężczyzna i człowiek jestem tym wszystkim.

A przynajmniej uczę się tym być.

Mężczyzna, który chciał wyjechać, został. A to był jeden z najpiękniejszych i najmocniejszych momentów połączenia i bliskości między nami.

W kategorii: Męskie sprawyRelacje

0 komentarzy do “O (MĘSKIM) BYCIU W SŁABOŚCI”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane wpisy

Męskie sprawy

„Gniew – jak tabu staje się źródłem mocy.” Artykuł Grity Müller

„To, co zaakceptujesz, możesz użyć. To, co odrzucasz, używa ciebie. Nie możemy wziąć w posiadanie energii, którą odrzucamy, zaprzeczamy, dusimy czy ukrywamy. Gniew wtedy kipi w ukryciu, zatruwając nas i nasze relacje. Prędzej czy później, Read more...

Relacje

O uczuciach

fot. Thomas Young   Uczucia. Wielki temat w moim życiu. Coś, czego najbardziej chcę. Coś, czego najbardziej się boję. Od kiedy pamiętam. Uczucia to: – poczucie bycia żywym. – to, co sprawia, że możesz dotknąć Read more...

INICJACJA

Dlaczego do Serca potrzeba Wojownika?

DLACZEGO WOJOWNIK POTRZEBNY DO SERCA? – Czasami ludzie zadają to pytanie wprost, też uczestnicy. Często – już ponad 3 lata prowadząc warsztaty o tej nazwie – ja sam je sobie zadaję: o co z tym Read more...