
– Wychodzisz? – pyta Michael Portner, trener Possibility Management, podczas Inicjacji ucieczki z patriarchatu. Drugi dzień warsztatu „Przestrzeń Męskiej Inicjacji”. Przed nim stoi mężczyzna. Trochę mu się trzęsą nogi, pocą ręce. Przed nim ciężka przeprawa. Kilku silnych facetów, którzy zrobią wszystko, żeby mu nie było łatwo. Będzie boleć. Będzie pot, przetarcia, stłuczenia, zakwasy, może trochę krwi. I ryzyko, że się nie uda. Jest zdecydowany i wciąż się boi.
– Tak.
– Dlaczego? Przecież to szaleństwo. Tu jest wygodnie, bezpiecznie. Miło. Po co to robisz? Tam jest nieznane, nie wiesz, co będzie. Może cię odrzucą, nie zrozumieją. Może stracisz to wszystko, co masz teraz. Dlaczego?
– Bo nic mnie tu nie czeka. Bo to co tu jest, jest martwe. Bo tu nie ma życia, tylko ciepły kurwidołek, który niszczy ludzi i planetę. Chcę żyć. Chcę czuć! Chcę być obecny emocjonalnie dla swoich dzieci i partnerki. Chcę czegoś innego. Chcę tworzyć z serca to, co jest naprawdę dla mnie ważne.
– Nawet jeśli nie wiesz, co Cię tam czeka? Nawet jeśli nie ma żadnej pewności, czy tam będzie lepiej, łatwiej?
– Tak!
—
INICJACJA
—
Co mnie poruszyło i zainspirowało najbardziej podczas pierwszej edycji warsztatu dla mężczyzn z Michaelem?
Moc i magia męskiej odwagi.
Mężczyzna stojący na scenie (patrzy się na niego dwudziestu mężczyzn) z szeroko otwartym sercem, łzy na policzkach i on mówi, o tym, co jest naprawdę ważne. Nie jako ofiara. Stoi tam w mocy, w sile serca. I my wszyscy, dwudziestu mężczyzn słuchamy go z podziwem i życiem, bo to nie on mówi, tylko jego serce. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wdziałem taką odwagę. Odwagę przemawiania z pękniętego, otwartego serca wprost do innych mężczyzn.
Też tak chcę!
Inny mężczyzna wychodzi na środek i z krwawiącym sercem zwierza się z najintymniejszej, najbardziej trudnej i wstydliwej rzeczy swojego życia. I bierze za nią bezkompromisową odpowiedzialność. Wprost, bez ściemy. Zamiast chować się, udawać, prześlizgiwać. I dzięki niemu widzę jak często ja się prześlizguję wkręcając sobie, że działam.
Inny facet, wielki niedźwiedź, silny wojownik, który ogarnia świetnie życie, i wciąż potrafi patrzeć Ci w oczy z łzami w swoich oczach: ze szczerym smutkiem z tęsknoty za prawdą, za autentycznym połączeniem i miłością. Gotowy stać z otwartym sercem, żeby przyjąć Twój ból, wzmocnić Cię swoją obecnością, nazwać Twój bullshit bezkompromisowo i wciąż stać tam, być, z sercem, prawdziwym, kochającym, bezinteresownie być. I dzięki temu pozwalać ci na twoje własne łzy.
Inny facet pokazuje mi jak być dla innych. Potrafi zrezygnować z siebie i swoich zachcianek, sławy, racji, żeby być przy Tobie zawsze wtedy, kiedy potrzebujesz. W strachu, gniewie, radości, smutku. Pokazuje jak być człowiekiem, któremu można zaufać. Jak odłożyć na bok swoje wielkie ego i prawdziwie służyć innym. Być przyjacielem i położnym narodzin nowej męskości.
Inny mężczyzna, który mimo młodego wieku nie czeka aż życie go złamie i nie będzie miał wyjścia, tylko z odwagą decyduje się złamać swoje serce już teraz (właśnie tak! Bo tylko tak można coś zmienić!). Żeby czuć, żyć, być prawdziwie dla siebie i innych. Służyć swoim Powołaniem, nawet jeśli nie ma pojęcia jak to robić.
Ludzie, którzy mogliby siedzieć na swoich ciepłych posadkach, odrywać kupony i udawać, że wszystko jest spoko, gdy świat wokół płonie. I oni jednak decydują się wskoczyć w nieznane. Czasem dla siebie. Czasem z desperacji. Najczęściej jednak z potrzeby i wołania serca, bo ono wie, że mogą być bardziej, piękniej, prawdziwiej. I że świat, ich świat, ich rodziny, oni sami, ludzie wokół, tak bardzo tego potrzebują.
—
NAJWIĘKSZA ODWAGA
—
Największa odwaga – wchodzenie tam do środka siebie, gdzie boimy się najbardziej – patrzenie w twarz swoim największym słabościom, pokazywanie ich światu, żeby wziąć za nie odpowiedzialność. Zdjęcie zbroi w bezpiecznej przestrzeni i pokazanie miękkiego podbrzusza, żeby mogło dokonać się uzdrowienie.
Przestać grać herosów, po to, żeby zanurzyć się w swoją śmierć, stracić twarz, maski, o zachowanie których walczyliśmy tak heroicznie, a które okazywały się tylko atrapą i więzieniem, na podtrzymywanie którego zużywamy większość swojej energii życiowej. I z tej bezsilności, beznadziei, gdy myślimy, że nic nas nie czeka już dalej, przy umiejętnej nawigacji procesu inicjacji, rodzimy się na nowo: bardziej prawdziwi, czujący, autentyczni. Bardziej ludzcy.
To nie jest jedno wydarzenie w życiu, jak w wielu rdzennych kulturach. To proces, który trwa całe życie. Proces ewolucji. Być żywym, to znaczy umieć umierać. Życie wyrasta ze śmierci, nie z życia. Metaforycznie i praktycznie. Żyć znaczy cyklicznie umierać i odradzać się do życia, czucia, świadomej miłości w działaniu, coraz większej odpowiedzialności za siebie, swoje życie i otaczający świat. Jak wąż, który zrzuca starą, niepotrzebną skórę, albo jeleń zmieniający poroże.
—
Tym jest inicjacja.
—
Wszystkie rdzenne kultury to wiedziały i praktykowały.
Totalnie na odwrót tego, co nam się pokazuje od małego w amerykańskich filmach o superbohaterach. Totalnie przeciw temu, co nam się wmawia w kulturze o byciu prawdziwym (twardym, odciętym od uczuć, umysłowo zręcznym, przebojowym i zaradnym życiowo) mężczyzną.
Twierdzę, że to dlatego, że nie mamy autentycznych przestrzeni inicjacyjnych, które potrafią skutecznie transformować kryzys, cień, mrok, słabość i trudne uczucia w skarby i wzrost. Większość z nas ucieka ze słabości i nocy w pompowanie mięśni fizycznych i mentalnych, żeby nie musieć już nigdy doświadczać dna i bólu.
Trochę jak gąsienica, która utyka w fazie embrionalnej i nigdy nie udaje jej się przepoczwarzyć w motyla. Tak jakby utykała, stwierdzając, że dalej nic nie ma i nie ma sensu tu tkwić, więc lepiej stworzyć coś alternatywnego, jak mechanizm obronny, np. zostać gangsterem, dresiarzem, albo prześmiewcą, grzecznym chłopcem, albo chłodnym intelektualistą, lalką barbie, albo terminatorem. Nigdy nie zostając jednak motylem, do czego został stworzony.
Czemu? Bo nikt nam nie pokazał, że to przepoczwarzanie ma cel i sens. Nikt nas przez to nie przeprowadził. Nikt nie umiał nas przeprowadzić przez noc do światła. Nikt nas nie inicjował do bycia prawdziwym Mężczyzną. To znaczy prawdziwym Człowiekiem.
—
I to jest tak piękne! Bolesne i piękne!
Zobaczyć, doświadczyć dwudziestu mężczyzn, którzy swoją odwagą serca potrafili mnie zainspirować, poruszyć, głęboko dotknąć i przeniknąć przez moje mechanizmy obronne.
Jeszcze niedawno czułem gniew i wstyd na mężczyzn, że nie robią swojej roboty i pozwalają przewodzić kobietom w zmianach. Dziś jestem dumny, że mogę inspirować się takimi mężczyznami. Na tym warsztacie sam schowałem się nie raz i czuję wielką radość, że to właśnie Wy wskazujecie mi drogę, jesteście wzorcami, dzięki którymi mam odwagę i moc iść dalej i od których mogę się uczyć.
TO JEST MOŻLIWE! TO SIĘ DZIEJE! I to wymaga odwagi i decyzji.
Jeśli jesteś mężczyzną, którego woła serce, zapraszam.
Jeśli jesteś kobietą, która zna mężczyznę, który szuka autentycznej przestrzeni transformacji, przekaż info w świat.
0 komentarzy do “Uciekamy z patriarchatu?”