Jeśli o coś warto walczyć, to warto walczyć o serca. Bijące, czujące, poruszone, otwarte, miękkie, wrażliwe, potężne. Żywe, prawdziwe.
Warto o nie starać się, ryzykować ośmieszenie, obelgi, szyderstwa, bycie nielubianym, nie zrozumianym. Bycie triggerujacym i striggerowanym przez innych. Warto dla nich stracić twarz, pozwolić umrzeć ego, źle wypaść, być brudnym, poranionym, zwyczajnym, nikim specjalnym. Podatnym na zranienie i nieidealnym. Warto robić wszystko to, czego nie robiłem przez większość życia. Warto zaryzykować bycie w nie wiedzeniu jak to się robi i w ogóle nie wiedzeniu niczego na pewno. Warto się starać, znosić niewygody i zmęczenie. Warto wejść w ogień swoich lęków i stać w nim tak długo, aż mury wypalą się, opadną. I serce będzie naprzeciw serca.
Warto zaryzykować porażkę, rozczarowanie, bo przecież to prawie niemożliwe. A jednak nie ma nic o co bardziej warto byłoby się starać, walczyć, jak o serca.
Surowe, krwiste, cudowne, pełne ran i blizn, czujące. Żywe, prawdziwe. Piękne.
—
Tego się dowiedziałem na prowadzonym przeze mnie warsztacie „Wojownik Serca: Męski Obóz w Lesie”.
W spotkaniu z sercami 10 mężczyzn. Z ich gniewem, radością, strachem, smutkiem. Z ich mechanizmami obronnymi, tarczami, murami, magicznymi sztuczkami za którymi chowali i chowają serca. Z ich strategiami przetrwania, które musieli stworzyć bardzo wcześnie, żeby przeżyć, bo w tym świecie, w tej kulturze dominacji i tłamszenia wszystkiego co wrażliwe, delikatne, czujące, bycie sobą, życie z otwartym, czującym sercem, oznaczałoby nie mniej niż śmierć. W ich dojrzewającej akceptacji swojego cienia i światła. Z ich ukorzeniającą się ucieleśnioną męskością i poszukiwaniem, co to właściwie znaczy.
Z ich mocą i unikalnymi darami i talentami, którymi obdarowywali siebie nawzajem. Z ich dziwnościami, tikami, które stanowią o ich unikalności i wyjątkowości. Z ich odwagą nurkowania coraz głębiej w nieznane, wyparte przez kulturę. Coraz głębiej w siebie.
To zaszczyt patrzeć, widzieć, doświadczać, trzymać przestrzeń dla Istot, które tak bardzo chcą odzyskać siebie, że wychodzą poza granice tego, co znane, miłe, komfortowe i powszechne i robią swoją robotę. I czasem to trwa chwilę, a czasem wiele chwil, zanim znów schowają się za swoimi ochronami, kiedy po prostu są. Czujący, prawdziwi, Mocni, ukorzenieni, ucieleśnieni, ludzcy, wrażliwi, świadomi po co są na tej Ziemi. Ludzie.
To jest naprawdę niesamowite tego doświadczać. Poruszające, wyjątkowe. Piękne do głębi.
—
Tym bardziej, że jeszcze kilka lat temu myślałem, że tylko kobiety to mają w środku. Że mężczyźni pogadają, pośmieją się rubasznie, zbudują dom, naprawią samochód, stworzą strukturę na coś ważnego, podzielą się informacją, coś tam jeszcze… i tyle. A teraz z warsztatu na warsztat, odkrywam wciąż od nowa dokładnie tę głębię, piękno, moc i miękkość prawie w KAŻDYM mężczyźnie, który odważy się pojawić. Nawet jeśli to jest tylko na chwilę. Nawet jeśli maski i zasłony są tak silne, że nie na początku nie widać nic innego.
Tym bardziej, że w naszej kulturze mężczyźni schodzący do tego czułego i miękkiego rdzenia swojego serca, są tak często nazywani pizdami, ciotami, słabeuszami. I tak wielu mężczyzn woli dosłownie zabić siebie i osierocić wszystko, co kochali, niż dotknąć bólu swojego serca lub poprosić o pomoc w skontaktowaniu się z nim.
Tym bardziej, że nie poznałem jeszcze osoby z polskiego czy zachodniego kręgu kulturowego, która powiedziałaby, że miała bliską relację emocjonalną ze swoim ojcem. Poznałem za to całe masy ludzi z ojcowską raną, po dzieciństwie w którym ojca nie było albo fizycznie, albo emocjonalnie czy energetycznie.
Tym bardziej, że mężczyźni od pokoleń w zachodnim kręgu kulturowym mają być silni, mocni, racjonalni, a bliskość jest dla nich dostępna tylko w najbliższych związkach romantycznych – czyli w praktyce z nikim, bo nie da się być blisko bez otwartego serca. Nie da się mieć otwartego serca bez czucia bólu, lęku, gniewu i wszystkiego co się w tym sercu mieści.
Tym bardziej, bo ten świat nigdy nie będzie inny, jeśli nie nauczymy się czuć. Jeśli mężczyźni nie nauczą się czuć.
—
Dlatego tak wyjątkowe, poruszające, uzdrawiające jest widzieć mężczyzn mających odwagę do treningu czucia gniewu i stawiania granic, bycia szczerym zamiast miłym, nazywających nawzajem swój bullshit, odsłaniających przed sobą swoje lęki, przytulających się (czasem pierwszy raz od 30 lat z innym mężczyzną) płaczących ze straty i ze wzruszenia, gdy doceniają nawzajem swoje jakości i dotykają swoich dusz i serc. Szukających niezgrabnie bliskości ze sobą, z innymi mężczyznami i naturą.
—
Te warsztaty nie są łatwe, miłe, przyjemne. To nie są wakacje na plaży czy ognisko z kiełbaskami.
To konkretna praca i wysiłek. To odważna podróż do siebie, do środka. Bardziej prawdziwego, czującego. To inicjacja do czucia.
Żeby być Mężczyzną, którego ten świat potrzebuje.
To starania się o coś piękniejszego, prawdziwszego, lepszego.
0 komentarzy do “WOJOWNIK O SERCA”