DLACZEGO WOJOWNIK POTRZEBNY DO SERCA?

Czasami ludzie zadają to pytanie wprost, też uczestnicy. Często – już ponad 3 lata prowadząc warsztaty o tej nazwie – ja sam je sobie zadaję: o co z tym chodzi?

I mam głębokie poczucie (i doświadczenie!), że “Wojownik Serca” to archetypowa przestrzeń, która żyje własnym życiem.

Archetypowo (używając terminologii Roberta Moore’a i Douglasa Gilette’a, którzy napisali świetną książkę o czterech głównych męskich archetypach – czyli energiach, które są obecne, w cieniu lub świetle, w każdym mężczyźnie, bez względu na miejsce i czas, w którym się wychował na świecie – “King, Warrior, Magician, Lover”) ta nazwa nawiązuje do Wojownika i Kochanka. Jednocześnie nie jest ani jednym, ani drugim – raczej ich fuzją, z której powstaje coś innego, coś szerszego.

Czasem mężczyźni świetnie obeznani z energią Wojownika w sobie i mało obeznani z warsztatami, mają mylne wyobrażenie, że to dalszy trening Wojownika, w sensie przekraczania siebie i swoich ograniczeń, stawania w mocy, itp. I mają trochę racji, i głęboko się mylą jednocześnie.

Czasem mężczyźni, którzy swobodnie czują się w energii Kochanka myślą, że to chodzi o czułość serca i poddawanie się Życiu. I podobnie jak Ci poprzedni – mają rację i się mylą jednocześnie.

Dlaczego? Być może w dalszej części tekstu stanie się to jaśniejsze.

Dlaczego więc Wojownik Serca?

Bo do kontaktu z sercem – do słuchania go, łamania, czucia, nawilżania, stawania za nim, otwierania go, w ogóle do czucia i pokazywania się w czuciu zamiast pokazywania masek, obwiniania, knucia, chowania się energetycznie, mszczenia się i innych dziesiątek cieniowych strategii przetrwania – potrzeba Wojownika.

Czemu?

Bo to cholernie trudne.

Kurde, nie wiem czy jest coś trudniejszego. Nie wiem, czy jest coś bardziej przerażającego.

Niż stać przed ludźmi w otwartym sercu, z krwawiącymi ranami na wierzchu, z prawdą o naszej brzydocie i mroku na wierzchu, z prawdą o naszej mocy i pięknie na wierzchu i żyć w tym w codzienności. Czy nawet po prostu pokazać swój ból relacyjny i szczerze powiedzieć, czego chcę neutralnie bez obwiniania (tak naprawdę, czując bez chowania się).

Niż pokazać się (zwłaszcza pokazywać się wciąż od nowa i co chwilę!) otwarcie ze swoimi porażkami, wstydem, trudnościami, brakiem kompetencji, samotnością (bez biczowania siebie i zakładania galerii masek zmiękczających czy utwardzających przekaz).

Niż odpuścić swój wizerunek – swoje ambicje, racje, latami zdobywane pozycje i pozwolić się temu rozsypać, żeby to, co stanie na tego miejscu sprawiało, że Życie może płynąć przez nas swobodniej.

Niż sięgać po to, czego tak naprawdę (tak naprawdę, naprawdę!) chcemy w sercach naszych serc i dusz i robić to, co sprawia , że te serca i dusze nasze śpiewają i tańczą i wyrażają się w świecie mimo wszystkich przeszkód, wyzwań i oceanów lęków, które stoją na drodze.

Niż czuć ból czucia. Wciąż i wciąż od nowa, bo serce bez pielęgnacji i ćwiczeń i otwierania, nawykowo się zamyka i mimo największych, najczulszych i najpiękniejszych otwarć pełnych mocy i miłości, potem znów jest ból i otworzyć je znów jest często tak samo trudno albo czasem jeszcze trudniej (zwłaszcza jeśli bardzo długo żyjemy w tym zamknięciu, zwłaszcza jeśli mamy wielkie oczekiwania wobec siebie, że powinniśmy już być w innym miejscu i mieć to wszystko już ogarnięte).

Jeśli cały nasz życiowy i pokoleniowy trening był o czymś zupełnie innym (unikaj bólu, zakryj rany i nie pokazuj słabości)? A dla większości z nas dokładnie taki był.

Cholernie trudne.

Na pewno dla mnie takie to jest. Czasem czuję lęk, że tylko ja tak mam i że ze mną jest coś nie tak, bo tak mało mężczyzn się do tego przyznaje i o tym mówi.

Natomiast wiem, że większość z nas tak ma (i są tacy, dla których to wszystko jest dużo prostsze!) bo:

Od ponad trzydziestu lat bujam się po męskim (i ultra “męskim”) i nie męskim świecie , zawodowo i nie zawodowo eksplorując temat. Oprócz szkoły, uczelni i podwórka pracowałem na budowach, stolarniach, byłem marynarzem, rikszarzem, kelnerem, pomocnikiem kucharza, dziennikarzem i kilka innych. Byłem głęboko w przestrzeniach “duchowości” – ceremonii, medytacji, terapii, sztuk walk, rozwoju osobistego, nawet “męskiej pracy” z emocjami. Wszędzie temat był i jest ten sam.

Od 10 lat prowadzę warsztaty z pracy z emocjami, od 5 lat warsztaty z mężczyznami i to jest główny temat. Znam wielu prowadzących. Wciąż to dla mnie cholernie trudne i widzę, że dla większości osób po fachu też.

Statystyki samobójstw mówią o tym, że mężczyźni 5 razy częściej odbierają sobie życie niż kobiety. I że każdego dnia w samej Polsce w ten sposób ginie ok. 13 osób.

W większości tych przypadków Ci mężczyźni (i kobiety) wolą się zabić niż rozpaść publicznie, przeżyć głęboki ból do rdzenia, czy sięgnąć po pomoc.

Świat, który tworzymy i w którym żyjemy jest w poli-kryzysie. Zmiany klimatu, niszczenie bioróżnorodności, wojny, inflacje, kryzysy polityczne, rosnące zapotrzebowanie energetyczne, zadłużenia państw, sztuczna inteligencja, itd…

Ten świat wciąż jest tworzony przede wszystkim przez mężczyzn.

Jak pisze Matt Sturm (który napisał esej o związku polikryzysu i męskości): Wedle statystyk z 2024 roku – 87 procent światowych liderów, 90 procent najważniejszych CEOs i 87 procent bilionerów świata to mężczyźni.

Mężczyźni, którzy w przytłaczającej większości nigdy w życiu nie mieli głębokiego doświadczenia kontaktu ze swoim sercem i nie mają go na codzień.

Czy moglibyśmy tworzyć i podtrzymywać świat, który zabija życie na Ziemii i w nas, gdybyśmy mieli otwarte serca (czyli też otwarte na ból naszego mroku i tego, co tworzymy)?

Nie sądzę.

(Z drugiej strony – gdzie są mężczyźni – którzy mają kontakt z sercem – w procesie tworzenia świata, który byłby inny? To temat na inny tekst…)

I jednocześnie te statystyki pokazują dobitnie i boleśnie z jak ogromnymi (monstrualnymi) siłami mierzymy się (i mierzyli się nasi przodkowie) w drodze do żywej relacji z naszymi Sercami i tworzenia świata bardziej połączonego i służącemu Życiu…

Poznałem wielu ludzi, zwłaszcza mężczyzn, którzy tej drodze umniejszają i drwią z niej jako czegoś dla słabych ludzi. Za to nie poznałem jeszcze nikogo (ani nie słyszałem o takiej osobie), kto by z tego drwił bezpośrednio po własnym prawdziwym spotkaniu z którąkolwiek z głębokim ran serca. Myślę, że to niemożliwe. Potem, z czasem, gdy echo doświadczenia się rozmywa, negacja jest bardzo częstą strategią, aby wrócić do starego. Ale nie wtedy, gdy to spotkanie jeszcze rezonuje w kościach i tkankach naszego ciała.

Bo nie drwi się z prawdziwych spotkań z Prawdą. Bo te spotkania pokazują nam gdzie naprawdę jesteśmy i niemal zawsze oznacza to lekcję głębokiej pokory przed Życiem i naszymi osobistymi limitami.

(WAŻNE! Nie twierdzę, że tworzenie tego świata jest możliwe jedynie poprzez kontakt z sercem i praca z Cieniem. Myślę, że potrzeba wiele innych rzeczy również i sztuką jest nie zawiesić się tylko na tym. I jednocześnie myślę, że bez tego kontaktu (i wielu innych rzeczy) będziemy odtwarzać wciąż i wciąż od nowa stare w nowych szatach)

Dla mnie to jasne, że żeby stawać do wymienionych w tym tekście rzeczy, potrzeba Wojownika Serca.

I znów i znów od nowa widzę i doświadczam, że gdy ja i inni mężczyźni stają w tej tożsamości (bo z chwili na chwilę albo w tym jesteś, abo nie jesteś i możesz być w niej długo, żeby na chwilę w niej nie być i odwrotnie) i stawiają się do wymienionych rzeczy, stają w Mocy, Pięknie, Wrażliwości, Człowieczeństwie, Autentyczności, Otwartości, Drużynowości.

To tylko słowa. Ale przez te kilka dni przestrzeń potrafi zniwelować na chwile, momenty (rzadko na długie lata) tarcze i osłony, które były pielęgnowane całe życie. Co to za doświadczenie! Tak często większość naszych mocy i potencjałów używamy, żeby chronić serce. Żeby nikt go znów nie zranił. Żeby nie bolało jak wtedy, gdy kiedyś, dawno temu, ono było otwarte. Tak często ludzie w ciałach silnych mężczyzn i o niesamowitych umysłach… za ścianą, za szybą… bez życia, bez głębokiego celu… w opakowaniach, w maskach… odcięci od serca.

Czasem, wcale nierzadko, narodziny do intymnego kontaktu z Sercem to drugie narodziny do Życia.

Ludzie często przychodzą na warsztaty, bo chcą czuć radość.

“Czy nie można po prostu zrobić tak, żeby od razu czuć radość?

Bez tego całego bólu?”

Ale jak masz czuć radość w sercu, jeśli w głębi napierdalasz siebie cały czas – Swoje serce, to kim jesteś w głębi?

Jeśli wstydzisz się siebie głęboko, ciśniesz siebie wciąż, że powinieneś być kimś innym i bardziej, mocniej, inaczej, jednocześnie wciąż negując i podważajać to kim jesteś i co już masz?

Jak masz czuć radość, jeśli negujesz prawdę swojego ciała – też swoją rozpacz w sercu (za różnymi rzeczami) i najczulsze i najgłębsze rany, oraz swój strach i lęk, i swój wkurw i niezgodę na to co tak boli Twoje serce w świecie, oraz subtelną, czasem cichą, czasem głośną Pieśń swojej Duszy o tym, po co tutaj jesteś – zakrywasz brokatami, sprawami do załatwienia, cudzymi ideami, zagłuszasz głosami powinności i muszenia?

Jeśli nie robisz tego, co sprawia Ci głęboką radość?

Jeśli uciekasz wciąż przed sobą, przed odpowiedzialnością za to, kim jesteś i co chcesz tworzyć w Życiu; przed swoją Mocą i przed swoim Cieniem?

Jeśli nie żyjesz swoim Powołaniem na tej Ziemi?

Jak masz czuć radość w sercu?

JAK?!

Ci sami ludzie często czują po warsztatach głęboką i prawdziwą (często nieśmiałą i cichą) radość. Bo pozwolili sobie i swojemu sercu być dokładnie tacy, jacy są i czuć to, co czują naprawdę i dać się w tym zobaczyć innym mężczyznom. I to otworzyło zupełnie nową przestrzeń na zupełnie coś nowego. Na przykład na autentyczne rozpoznanie swoich darów i dzielenia się nimi z innymi (to jest dopiero radość, gdy się dzielimy i to jest przyjmowane!).

Umysł często podważa, bo wedle standardów wychowania czasem trudno odróżnić, czy jestem Wojownikiem Serca, bo akurat czuję i w bezbronności otwieram serce na emocje, które normalnie traktowane jako “nie-męskie” jak np. strach, lęk, smutek, wstyd; czy jestem “pizdą”, “ofiarą”, “ uciekającym słabiakiem”, bo tak się nazywało i traktowało osobniki płci męskiej, które wymienione wyżej emocje odczuwały.

No i te emocje realnie mają swoją ciemną stronę. Czasem ta granica jest cienka (i przede wszystkim jest REALNA! – przynajmniej w przypadku “ofiary” – i łatwo oszukiwać siebie i innych, że jest inaczej), choć zwykle, gdy pozwalamy sobie widzieć i czuć z głębi, różnica jest bardzo jasna.

Doświadczenie Inicjacji do Serca może (i często takie jest!) skruszyć mury znanej rzeczywistości i sprawić, że Życie będzie swobodniej przez nas płynąć. To przepotężne doświadczenie.

Potem to mija. Wracają stare schematy – strategie obronne przybierają nowsze, bardziej zaktualizowane kształty, a nasz Cień rośnie w siłę wraz z nami. To, co zobaczone i przeżyte, nie da się odzobaczyć i odprzeżyć. Nie da się wrócić do starego kształtu, czy cofnąć się (choć czasem tak to może wyglądać). Można jednak bardzo się starać i wkładać potężne pokłady energii, żeby negować to, co się wydarzyło.

Do Życia i Serca trzeba stawać wciąż i wciąż od nowa. Mierzyć się ze starymi i nowymi Smokami (często zaprzyjaźniać się z nimi!), odkrywać nowe skarby i wchodzić na kolejne poziomy odpowiedzialności. To oznacza też, że czasem, a nawet często, nie będzie nam się udawać. Że nie będziemy dawać rady. I to jest część tej drogi.

A pomiędzy tym wszystkim będziemy odpoczywać i celebrować i smakować życie w doborowym towarzystwie i czerpać z momentów ekstazy życia swoim życiem. Czasem to wszystko jest bardzo subtelne, ciche i mało spektakularne (przynajmniej na zewnątrz).

I to życie praktyki.

Takie to jest.

Dlatego potrzeba do tego Wojownika.

Wojownika Serca.


0 komentarzy do “Dlaczego do Serca potrzeba Wojownika?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane wpisy

Męskie sprawy

O PRZODKACH I MĘSKIEJ WRAŻLIWOŚCI

—————————– Poniższy tekst jest inspirowany moją podróżą podczas Ceremonii Kaktusa „Wachuma” (inaczej San Pedro) w męskim kręgu. Dedykuję go mojemu Tacie i wszystkim moim męskim Przodkom. —————————— Leżę na materacu. Ciemno. Leci muzyka. Gdzieś blisko, Read more...

Relacje

Dzień Dziecka

  „Chcesz uniknąć krytyki? Nic nie rób, nic nie mów, bądź nikim.” Arystoteles Z okazji Dnia Dziecka. Z tęsknoty za pełną ekspresją, ciekawością świata i eksperymentowania. Za głodem doświadczania i czucia mimo strachu. Za swobodnym Read more...

INICJACJA

Inicjacja do Serca

INICJACJA DO SERCA – „Niesamowite, że można przeżyć całe swoje życie i nie wiedzieć, nie czuć, że ma się serce!” – na koniec warsztatu powiedział mi jeden z uczestników i uderzyło mnie to bardzo, bo Read more...